Pracuję z ludźmi i nie wyobrażam sobie, że moja praca mogłaby opierać się tylko na narzędziach, tabelkach czy wykresach. Na przestrzeni ostatnich lat coraz częściej zajmowałam się zagadnieniami z zakresu komunikacji, różnorodności i relacji międzyludzkich. Tematy bardzo szerokie i ciekawe, a jednocześnie trudne, ponieważ w wielu aspektach naszego życia pojawiają się niedomówienia, sytuacje trudne i konflikty, z którymi różnymi sposobami próbujemy sobie poradzić. Zaczęłam czytać sporo o mediacji, jako jednym ze sposobów rozwiązywania konfliktów. Temat na tyle mnie zainteresował, że podjęłam decyzję o rozpoczęciu studiów podyplomowych na kierunku Mediacje i negocjacje z elementami psychologii.
Zajęcia były prowadzone przez praktyków, którzy wiedzę teoretyczną podpierali przykładami, a tym samym budowali swój autorytet jako specjalistów w przedmiotowym temacie. Zaszczepili we mnie ciekawość i chęć zgłębienia tematu, dlatego kończąc studia wiedziałam, że chciałabym spróbować przełożyć zdobytą wiedzę teoretyczną na praktyczne działania.
Jak zacząć działalność jako mediator? Okazało się, że nie jest to takie proste, jak z boku mogłoby się wydawać. Z pewnością warto dołączyć do organizacji, która jednoczy doświadczonych mediatorów. Skontaktowałam się ze Stowarzyszeniem Mediatorzy Polscy. Po zapoznaniu się ze szczegółami działalności i spotkaniu z członkiniami Stowarzyszenia, postanowiłam zawnioskować o zostanie członkiem zwyczajnym. Moim mentorem została Elżbieta Damm, która rozpoczęła wdrażanie mnie w praktykę mediacyjną od zaproszenia do udziału w mediacji w roli obserwatora.
Z dużym zainteresowaniem pojechałam na pierwszą mediację, która odbyła się w pokoju przygotowanym specjalnie do przeprowadzania mediacji w Sądzie Rejonowym. Była to mediacja cywilna ze skierowania sądu. Na spotkanie przyjechałam wcześniej. Nie znałam stron oraz szczegółów sprawy. Otrzymałam tylko informację, że sprawa dotyczyła pracodawcy i pracownika. Najpierw przybyła pani, z którą wymieniłam kilka grzecznościowych zdań, następnie pan. Widać było, że znają się i swobodnie rozmawiają, dlatego pomyślałam, że są jedną stroną w mediacji, po kilkunastu minutach do naszego grona dołączyła pani. Po rozpoczęciu spotkania mediacyjnego przeżyłam spore zdziwienie, kiedy okazało się, że przybyli na początku pani i pan są dwiema stronami, a pani, która dołączyła na końcu jest adwokatem pana. Pomyślałam jednak, że pozory mylą, ponieważ w moim wyobrażeniu strony albo nie chciały ze sobą rozmawiać, albo się kłóciły, a tu od początku miła i kulturalna rozmowa.
Mediatorka rozpoczęła spotkanie od monologu, przedstawienia stron i przedmiotu sprawy. Następnie strony przedstawiły swoją perspektywę powodu spotkania oraz przyczyn, które spowodowały, że konflikt był tak duży, długo nierozwiązany, aż w końcu eskalował i został skierowany do sądu.
Zaskoczeniem było dla mnie, to że mediatorka nie tylko biernie słuchała, ale także zadawała różne pytania, jeśli jakieś kwestie wymagały w jej opinii wyjaśnienia czy doprecyzowania. W trakcie słuchania wypowiedzi stron zauważałam nieścisłości w przedstawionych faktach. Z pozoru mogłoby wydawać się to dużym plusem, ale w związku zasadą poufności postępowania mediacyjnego oraz bezstronności mediatora, musiałam skupić swoją uwagę na obserwowaniu i słuchaniu, a nie na ocenianiu czy rozgrzeszaniu. Przedmiotem sporu była duża kwota zobowiązań finansowych. Dyskusja dotyczyła szukania rozwiązań w zakresie kwot, wysokości rat, terminów spłaty, które przybliżą strony do spłaty i odzyskania pieniędzy. Niestety mediacja ta nie zakończyła się zawarciem ugody. Strony miały jeszcze czas na zastanowienie się nad zmianą decyzji i były w kontakcie z mediatorką, ale do kolejnego spotkania mediacyjnego nie doszło.
Na mój udział w kolejnej mediacji jedna ze stron nie wyraziła zgody. Byłam tą decyzją rozczarowana, ale jednocześnie z radością przyjęłam informację, że strony zawarły ugodę. Widocznie jedna ze stron uznała, że mój udział w spotkaniu byłby dodatkowym stresem i spowodowałby dyskomfort. Mediacja dotyczyła porozumienia między małżonkami w zakresie alimentów na dwie małoletnie córki. Spotkałam tych małżonków, gdy czekałam w sądzie na kolejną mediację. Byli razem z dwoma małymi dziewczynkami. Przyszli podpisać ugodę. Wyglądali na zadowolonych. Oboje z zaangażowaniem zajmując się córeczkami, byli wobec siebie życzliwi. Gdy podpisywali ugodę pan powiedział, że szkoda, że musiało do tego dojść, ale może tak miało być. Najważniejsze, że doszli do porozumienia.
Druga mediacja, w której uczestniczyłam dotyczyła podwyższenia kwoty alimentów dla nastoletniego syna byłych małżonków. Było to drugie spotkanie ze skierowania sądu. Pani była obecna na miejscu, natomiast pan mieszka za granicą i brał udział w mediacji poprzez komunikator. Ta mediacja była podwójnie ciekawym doświadczeniem, ponieważ ważną kwestią było również to, w jaki sposób usiadłyśmy w pokoju mediacji. Mediatorka i pani siedziały obok siebie, tak aby były widoczne dla pana, który był w drugiej części Europy. Przysłuchiwałam się dyskusji małżonków, którzy mieli ogromny problem ze zgodzeniem się na wspólną, satysfakcjonującą kwotę. Często w swoich emocjonalnych wypowiedziach wracali do zdarzeń i osób, które przedstawiali w zupełnie różny sposób, skupiali się na przeszłości, a nie na przyszłości ich wspólnego dziecka. Propozycje nowej kwoty alimentów przedstawiała najczęściej mediatorka i postępowały one małymi kroczkami – w tym przypadku małymi kwotami. W toku rozmów pani zdecydowała się na ostateczną kwotę, która co prawda była znacznie niższą niż pierwotnie wnioskowała, ale była akceptowalna. Niemniej jednak po kolejnej trudnej wymianie zdań z byłym mężem wyszła ze spotkania. Mogliśmy albo zakończyć mediację, albo spróbować jeszcze porozmawiać z panem, czy może zgodzić się na wręcz symbolicznie wyższą kwotę alimentów. Tym razem włączyłam się w rozmowę i wspólnie porozmawialiśmy jakie emocje rządzą nastolatkami, jakie są ich potrzeby, ale też jakie są zobowiązania pana względem syna oraz nowej rodziny. Pomimo, że pan nie wyraził zgody na proponowaną kwotę, mediatorka dała mu czas na podjęcie ostatecznej decyzji, a mnie poprosiła o przygotowanie propozycji ugody, z ostatnią zaproponowaną kwotą, na którą zgodziła się pani. Po otrzymaniu skanu skierowania sprawy do mediacji, przygotowałam taką propozycję. Po kilku dniach dostałam od mediatorki informację, że kontaktowała się ze stronami, które zdecydowały się na zawarcie ugody w zakresie nowej kwoty alimentów. Byłam podekscytowana, że mogłam uczestniczyć w spotkaniu, które zakończyło się ugodą.
Myślę, że wiele nauki i trudnych spraw jeszcze przede mną. Po tych trzech sprawach, które miałam okazję nieco bliżej poznać, zobaczeniu jak w praktyce wygląda mediacja, jestem jeszcze bardziej przekonana, że decyzja o zostaniu mediatorem była słuszna.
Żeby efektywnie i dobrze pracować, czerpać radość i satysfakcję muszę wiedzieć jaki jest sens tego co robię. W moim przekonaniu sensem mediacji jest pozwolenie stronom na przedstawienie stanowisk, wyjaśnienie niedomówień, doprecyzowanie nieścisłości oraz na sprawne załatwienie sprawy. Często szczera rozmowa przeprowadzona w sprzyjającej atmosferze, bez zbędnej publiczności, pozwala oczyścić atmosferę i stwarza bazę w dojściu do porozumienia. Rolą mediatora jest takie moderowanie rozmowy, aby strony mogły samodzielnie wypracować satysfakcjonujące rozwiązania. Nie jest to łatwa i szybka droga. Wręcz przeciwnie, jest to trudna, wymagająca wiedzy i cierpliwości droga, ale w pełni dająca satysfakcję wszystkim stronom… i mediatorowi.
Obraz aymane jdidi z Pixabay